A służby tylko się przyglądają?
I jaką wartość mają zapewnienia Komendy Stołecznej Policji na temat tej sprawy:
Wbrew wcześniejszym doniesieniom PAP, mężczyzna nie celował z atrapy broni do służb. Zarówno kobieta, jak i jej 27-letni syn opuścili teren działania służb.
https://www.se.pl/warszawa/pozar-na-marywilskiej-44-w-warszawie-mezczyzna-z-bronia-wdarl-sie-na-teren-plonacego-centrum-aa-c4E7-sui5-MaTn.html
jeśli na zdjęciach z miejsca zdarzenia widać, że mężczyzna celuje do służb z przedmiotu wyglądającego na broń.
Jak widać na zdjęciach lepszej jakości:
grubas miał na sobie kaburę, więc jeśli nie był ze służb, jak jest możliwe że tak ubrany przemieszczał się swobodnie po Warszawie?
Bardzo dziwne są też wypowiedzi strazy pożarnej w tej sprawie:
Podpalenie możliwą przyczyną?
Straż pożarna nie podaje na razie oficjalnej przyczyny pożaru. Nadbryg. dr inż. Feltynowski przyznał jednak, że mamy do czynienia z „bardzo dziwną sytuacją”. – To bardzo dziwna sytuacja, że po kilkunastu minutach pożarem była już objęta taka powierzchnia – stwierdził.
Dopytywany, czy można przez to potwierdzić, że przyczyną pożaru było podpalenie – zaprzeczył. – Policja zajmuje się wyjaśnieniem przyczyn pożaru – podkreślił.
https://wiadomosci.wp.pl/bardzo-dziwna-sytuacja-podpalenie-mozliwa-przyczyna-pozaru-7026659188939744a
Jaką wartość ma to zaprzeczanie straży?
Czyżby agent służb specjalnych wrócił zacierać ślady na miejsce podpalenia albo został złapany na gorącym uczynku (może zapomniał wziąć podpałkę która była zbyt charakterystyczna dla innych podpaleń)? Ciekawe jest też kto ma być posądzony o to podpalenie? Czyżby usual suspects w dzisiejszych czasach czyli „ruscy agenci”?
Czy zagrożenie rosyjską dywersją jest realne? Politycy robią wszystko, by ten problem ośmieszyć
Szczególnie że w weekend doszło do całej serii pożarów: w Siemianowicach Śląskich, w warszawskich dzielnicach Wilanów, Siekierki i Białołęka (Marywilska) oraz w Kampinoskim Parku Narodowym, zaś w poniedziałek nad ranem zapłonęły autobusy w bytomskiej zajezdni. Żeby była jasność: nie znamy żadnych rosyjskich śladów, a pożary się oczywiście zdarzają, również seriami, ale podobne akcje dywersyjne rosyjskich służb także się już zdarzały, nawet u naszych południowych sąsiadów – np. w czeskich Vrběticach, gdzie za pożarem w składzie amunicji stało dwóch agentów GRU. Jedno jest pewne: zagrożenie rosyjską dywersją należy traktować poważnie.
https://www.rp.pl/komentarze/art40343071-michal-plocinski-zaraz-sie-okaze-ze-ruscy-agenci-ktorzy-podpalili-marywilska-to-politycy-pis
Jak było za PRLu, tak jest w III RP, dlatego że nikt psychopatów ze stanowisk kierowniczych w służbach nigdy nie usuwał. A do czego zdolne są takie służby najlepiej wie Sławomir Cenckiewicz:
17 kwietnia 1995, w Gdańsku przy ul. Wojska Polskiego 39 wybuchł gaz. Zginęły 22 osoby. Do dokumentów rzucających nowe światło na tę sprawę dotarł historyk Sławomir Cenckiewicz.
Jak wynika z informacji zebranych przez naukowca, wybuch gazu został upozorowany przez UOP. Miało chodzić o wyprowadzenie z gmachu mieszkańców, by swobodnie przeszukać jedno z mieszkań.
Przy Wojska Polskiego 29 mieszkał płk. Adam Hodysz. Według Cenckiewicza, stronnicy Lecha Wałęsy z UOP w Gdańsku podejrzewali, że pułkownik przetrzymywał kopie dokumentów agenturalnych Wałęsy. – Przesadzili, budynek się zawalił i zginęli ludzie. Ale do mieszkania i tak weszli – miał powiedzieć Cenckiewiczowi jego informator.
Na dokumenty mogące potwierdzać tę tezę Cenckiewicz natrafił w aktach sprawy Zbigniewa Grzegorowskiego. Grzegorowski stanął przed sądem w związku ze zniknięciem z gdańskiego UOP akt obciążających Wałęsę. Po 16 latach został oczyszczony z zarzutów, choć sąd uznał, że do kradzieży akt doszło.
Grzegorowski, w swoim wniosku dowodowym z września 2005 roku napisał, że w mieszkaniu Hodysza, w czasie tragedii przy ulicy Wojska Polskiego, znalezione zostały dokumenty byłej służby bezpieczeństwa. Według Grzegorskiego, UOP miał te informacje od swojego agenta.
Cenckiewicz twierdzi, że kiedy pracował nad sprawą Wałęsy i przygotowywał książkę „SB a Lech Wałęsa” spotkał się z kilkoma osobami – urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami, a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy mieli mówić: „wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy”.
https://polskieradio24.pl/artykul/1653145,Tragiczny-wybuch-gazu-w-Gdansku-to-wynik-akcji-UOP
Historyk: za wybuchem gazu w Gdańsku mógł stać UOP
- Za wybuchem gazu w budynku przy ul. Wojska Polskiego w 1995 r., w którym zginęły 22 osoby, mógł stać Urząd Ochrony Państwa. Katastrofa miała się wydarzyć, gdy służby starały się spenetrować mieszkanie byłego oficera służby bezpieczeństwa, który miał przechowywać w nim dokumenty obciążające Lecha Wałęsę jako TW Bolka – napisał historyk Sławomir Cenckiewicz. Wywołał tym burzę.
Historyk, współautor książki „SB a Lech Wałęsa”, przez jednych uznawany za wyjątkowo kontrowersyjnego, przez innych za jednego z nielicznych badaczy piszących bez skrępowania prawdę o czasach PRL, w tym przede wszystkim o relacjach między opozycją i służbą bezpieczeństwa, opublikował we wtorek w internecie ujawnione niedawno dokumenty sądowe.
Wiążą się one z osobą Adama Hodysza, byłego oficera SB w Gdańsku, który w latach 80. współpracował z ówczesną opozycją, informując ją o wymierzonych w nią działaniach aparatu bezpieczeństwa. Zdemaskowany przez służby trafił do więzienia, z którego wyszedł tuż przed obradami Okrągłego Stołu.
W III RP był przez pewien czas szefem gdańskiej delegatury UOP, ale został z tego stanowiska odwołany przez ludzi Lecha Wałęsy po odwołaniu rządu Jana Olszewskiego i tzw. nocy teczek. Cześć historyków (w tym i Sławomir Cenckiewicz) uważa, że Adam Hodysz wiedział o tym, że podczas prezydentury Lecha Wałęsy w gdańskim oddziale UOP niszczono dokumenty dotyczące działalności TW Bolka. Dlatego wyniósł z archiwum te akta, do których udało mu się dotrzeć.
- Piszę o tym wszystkim, bo po blisko roku walki doszło do odtajnienia akt prokuratorskich dotyczących sprawy Zbigniewa Grzegorowskiego – zaufanego SB-eka Wałęsy, później UOP-owca, a teraz funkcjonariusza ABW (o zgrozo), o którym zresztą pisałem w tym roku w „Do Rzeczy”. Grzegorowski był zamieszany w proces wyparowywania akt obciążających Wałęsę w gdańskim UOP. Został po 16 latach oczyszczony z zarzutów, choć sąd uznał, że do kradzieży akt doszło. Zabrakło dodatkowych twardych dowodów (sprawę opiszę wkrótce).
Jednak w aktach sprawy Grzegorowskiego znalazłem niesamowity dokument: wniosek dowodowy Grzegorowskiego z 28 września 2005 r., w którym pisze on o znalezisku w mieszkaniu Hodysza właśnie w czasie tragedii bloku przy ulicy Wojska Polskiego. I dodaje, że UOP miał te informacje od swojego agenta! Szok!
Może więc wstrząsające opowieści moich źródeł informacji polegały na prawdzie?
Przypomnijmy: do wybuchu gazu w piwnicy budynku przy ul. Wojska Polskiego 39 zobacz na mapie Gdańska doszło w wielkanocny poniedziałek 17 kwietnia 1995, o godzinie 5:50. Całkowicie zniszczone zostały trzy dolne kondygnacje, ale sam budynek nie zawalił się, lecz osiadł na gruzowisku.
Ponieważ wieżowiec groził zawaleniem, następnego dnia zdecydowano o jego wysadzeniu.
Prowadzący tę sprawę w 1995 r. śledczy ustalili, że przyczyną wybuchu gazu było działanie jednego z mieszkańców budynku, Jerzego Szachowskiego, który także zginął w katastrofie. Ich zdaniem mężczyzna – skonfliktowany z sąsiadami – na godzinę przed wybuchem prawdopodobnie rozszczelnił instalację gazową, odkręcając dwa kurki od zaworów. W momencie wybuchu był ubrany wyjściowo i przebywał przed wejściem do wieżowca.
W wyniku katastrofy na miejscu zginęły 22 osoby, a jedna zmarła na drugi dzień w wyniku szoku. Ponadto 12 osób zostało rannych.
Jednym z mieszkańców budynku był właśnie Adam Hodysz, który przeżył katastrofę. Sławomir Cenckiewicz uważa – choć nie pisze tego wprost – że za wybuchem mogą stać funkcjonariusze UOP. Mieli oni sprokurować niewielki wybuch, a następnie podczas ewakuacji mieszkańców, spenetrować mieszkanie Hodysza w poszukiwaniu dokumentów obciążających Lecha Wałęsę. Akcja jednak miała wymknąć im się spod kontroli i doprowadzić do tragedii.
Wpis historyka, podchwycony najpierw przez TVP, a następnie przez inne media, wywołał burzę. Obserwujący profil FB Cenckiewicza w większości podzielili jego poglądy. Pojawiły się jednak głosy krytyczne, których autorzy zwracają uwagę, że są znacznie prostsze i dyskretne sposoby przeszukania czyjegoś mieszkania, niż prowokowanie ewakuacji wszystkich mieszkańców.
https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Historyk-za-wybuchem-gazu-w-Oliwie-mogl-stac-UOP-n104446.html
To samo jest w USA: